Neil Houldey, dyrektor techniczny do spraw inżynierii w McLarenie, nie ma wątpliwości – zespół podjął słuszną decyzję, wstrzymując rozwój bolidu na sezon 2025 na wczesnym etapie. Choć w końcówce rywalizacji stajnia z Woking została pod względem osiągów dogoniona, a momentami wręcz prześcignięta przez Red Bulla i Maxa Verstappena, to ostateczny cel został osiągnięty. Lando Norris, prowadząc model MCL39, wywalczył swój pierwszy tytuł Mistrza Świata, co w oczach zarządu w pełni legitymizuje obraną ścieżkę.
Dwa różne podejścia do nowych regulacji
Sytuacja w padoku była niezwykle interesująca ze względu na diametralnie różne strategie czołowych ekip. Laurent Mekies, szef zespołu Red Bulla, potwierdził, że „Czerwone Byki” udoskonalały model RB21 niemal do samego końca sezonu. Tłumaczył to chęcią ustalenia procesów roboczych i odblokowania dodatkowych osiągów, choć zdawał sobie sprawę z ryzyka negatywnego wpływu na przygotowania do rewolucji technicznej w 2026 roku. McLaren postąpił odwrotnie, przerzucając zasoby na projekt przyszłorocznego samochodu znacznie wcześniej. Houldey wyjaśnia, że zespół znajdował w symulatorze zyski czasowe w ciągu zaledwie kilku tygodni prac nad nową konstrukcją – coś, co w przypadku dojrzałego projektu na rok 2025 byłoby niemożliwe do osiągnięcia w tak krótkim czasie.
Houldey zapytany o to, czy dalszy rozwój tegorocznej maszyny pomógłby w minionej kampanii, stwierdził trzeźwo, że różnica byłaby bardziej odczuwalna w przyszłym roku. Gdyby McLaren kontynuował prace nad obecnym bolidem, wszedłby w sezon 2026 ze znacznie gorszą pozycją wyjściową. Inżynierowie z Woking zauważyli, że Red Bull pod koniec roku poczynił ogromne postępy, ale zdaniem Houldeya wynikało to nie tyle z samych części, co ze sposobu eksploatacji samochodu, zwłaszcza w obszarze prześwitu zawieszenia. McLaren, według jego oceny, osiągnął ten poziom zrozumienia maszyny już wcześniej i dotarł do sufitu jej możliwości. Czas pokaże, czy poświęcenie końcówki sezonu na rzecz przyszłości okaże się mistrzowskim posunięciem.
Ranking kierowców: Verstappen statystycznie najlepszy, Norris z koroną
Zakończony sezon 2025 przyniósł wiele niespodziewanych rozstrzygnięć, co doskonale obrazuje nasz ostateczny ranking kierowców, oparty na ich wynikach w odniesieniu do potencjału samochodów. Na szczycie zestawienia, paradoksalnie, nie znalazł się nowy mistrz świata. Pierwsze miejsce należy do Maxa Verstappena. Holender nie zdobył piątego tytułu z rzędu, ale był bezsprzecznie najbardziej imponującym zawodnikiem w stawce, kończąc rok z największą liczbą zwycięstw (8), pole position oraz liczbą okrążeń na prowadzeniu.
Tuż za nim uplasował się George Russell w Mercedesie, który jeździł z regularnością przyszłego czempiona. Punktował w 23 z 24 wyścigów, wykorzystując każdą nadarzającą się okazję do walki o najwyższe laury. Podium rankingu zamyka Lando Norris. Kierowca McLarena, choć zdobył upragniony tytuł Mistrza Świata i zanotował najwięcej wizyt na podium w stawce, miał po drodze swoje problemy. Jednak końcówka sezonu w jego wykonaniu była imponująca – seria sześciu startów z pierwszego rzędu to wyczyn, do którego nikt inny się nawet nie zbliżył.
Rozczarowania w czołówce i cuda w środku stawki
Tuż za podium znalazł się Charles Leclerc, który częściej niż rzadziej wyciskał maksimum z rozczarowującego bolidu Ferrari. W bezpośrednich pojedynkach zdominował Lewisa Hamiltona w sposób, jakiego nie dokonał żaden wcześniejszy partner zespołowy siedmiokrotnego mistrza świata. Z kolei Oscar Piastri, który przez większość sezonu kontrolował przebieg mistrzostw, zaliczył bolesny spadek formy w decydującej fazie, co kosztowało go wiele punktów, choć jego trzeci rok w F1 wciąż należy ocenić pozytywnie.
Warto zwrócić uwagę na weteranów. Fernando Alonso po pakiecie poprawek dla Astona Martina na Imoli jeździł znakomicie, regularnie meldując się w Q3. Prawdziwym renesansem wykazał się Carlos Sainz w barwach Williamsa. Hiszpan wprowadził zespół na nieznane od lat wyżyny, zdobywając dla stajni z Grove pierwsze podia od 2015 roku i startując z pierwszego rzędu. Jego partner, Alex Albon, miał świetny początek, ale końcówka sezonu była w jego wykonaniu katastrofalna.
Młoda gwardia i historyczne momenty
Sezon 2025 był także czasem debiutantów i niespodziewanych bohaterów. Isack Hadjar, najwyżej sklasyfikowany nowicjusz, zapracował na fotel w Red Bullu na rok 2026, stając się najmłodszym Francuzem na podium w historii. Pierre Gasly dokonywał rzeczy niemożliwych, wprowadzając powolne Alpine do Q3 aż dziesięciokrotnie i zdobywając wszystkie punkty dla zespołu.
Mieszane uczucia budzi postawa Kimiego Antonelliego w Mercedesie – jego debiutancki sezon to sinusoida, od świetnego początku, przez głęboki kryzys, aż po dwa podia w ostatnich czterech wyścigach. Z kolei Ollie Bearman w Haasie pokazał się z doskonałej strony, będąc szybszym od Estebana Ocona w kwalifikacjach. Na osobną wzmiankę zasługuje Nico Hulkenberg w Sauberze, który po rekordowych 239 wyścigach oczekiwania w końcu stanął na podium na Silverstone.
Na szarym końcu entuzjazmu znajduje się Lewis Hamilton. Brytyjczyk sam określił swój pierwszy rok w Ferrari jako koszmar. Po sprincie w Chinach jego forma pikowała i po raz pierwszy w 19-letniej karierze nie stanął ani razu na podium. Stawkę uzupełniają Liam Lawson, który po powrocie do Racing Bulls pokonał w punktach Hadjara, oraz Gabriel Bortoleto, który w Sauberze miał kilka jasnych momentów. Nadchodzący sezon 2026, z nowymi regulacjami, z pewnością przetasuje ten układ sił.