Reprezentacja Polski nie narzeka na brak utalentowanych bramkarzy. Mimo rezygnacji Wojciecha Szczęsnego z gry w drużynie narodowej, selekcjoner Michał Probierz ma szerokie pole do wyboru, co jest rzadkością nie tylko w Europie, ale i na świecie. Mimo to jego decyzje budzą kontrowersje.
Kto powinien być numerem jeden?
Naturalnym następcą Szczęsnego jest Łukasz Skorupski, który na co dzień broni barw Bologna FC i należy do czołówki bramkarzy Serie A. Oprócz niego Probierz powołuje także Marcina Bułkę, który świetnie radzi sobie w Ligue 1, oraz Bartłomieja Drągowskiego.
Jeszcze niedawno Kamil Grabara, grający w FC Kopenhaga, nie był brany pod uwagę z powodu braku doświadczenia w jednej z czołowych lig europejskich. Selekcjoner uznawał, że bardziej wartościowymi kandydatami są Szczęsny, Skorupski, Bułka i Drągowski. Jednak sytuacja zmieniła się, gdy Grabara przeniósł się do Bundesligi. Mimo to Probierz pominął go w powołaniach, wybierając zamiast niego Bartosza Mrozka z Lecha Poznań. Jeszcze większe zdziwienie wywołała decyzja o zastąpieniu kontuzjowanego Drągowskiego Kacprem Trelowskim z Rakowa Częstochowa.
Eksperci nie rozumieją tej polityki kadrowej. Niemiecki dziennikarz Franz Krafczyk w rozmowie z WP SportoweFakty stwierdził, że Grabara powinien walczyć ze Skorupskim o miano numeru jeden w kadrze i że nie da się go ignorować w nieskończoność, jeśli utrzyma obecną formę.
Grabara – jeden z najlepszych w Bundeslidze
Paradoksalnie, mimo pominięcia w reprezentacji, Grabara jest jednym z najlepszych bramkarzy Bundesligi. Według rankingu magazynu Kicker zajmuje drugie miejsce wśród golkiperów niemieckiej ligi, z oceną 2,5. Lepszy jest jedynie Peter Gulácsi z RB Lipsk (średnia nota 2,08).
Ekspert Tomasz Urban z Viaplay zwraca uwagę, że Grabara zawsze miał ogromny potencjał, a sam Szczęsny wskazał go jako swojego naturalnego następcę. Krafczyk podkreśla, że Polak znakomicie radzi sobie z presją, a jego występy w FC Kopenhaga pokazały, że jest bramkarzem najwyższej klasy.
Może nie zawsze udawało mu się zachować czyste konto, ale trudno go winić za stracone bramki. Nawet w spotkaniach, w których jego drużyna traciła kilka goli, potrafił uchronić zespół przed jeszcze gorszym wynikiem – dodaje Urban.
Mógłby być numerem jeden w Niemczech?
Co ciekawe, gdyby Grabara był Niemcem, prawdopodobnie właśnie on stałby dziś między słupkami reprezentacji naszych zachodnich sąsiadów. Po rezygnacji Manuela Neuera i kontuzji Marca-André ter Stegena, selekcjoner Niemiec Julian Nagelsmann musiał powołać Olivera Baumanna (TSG Hoffenheim), Janisa Blaswicha (RB Salzburg) i Alexandra Nübela (VfB Stuttgart) – bramkarzy, którzy nie mają na koncie żadnego meczu w kadrze.
Zdaniem Krafczyka Grabara z pewnością znalazłby się w czołowej trójce niemieckich golkiperów, chociaż konkurencja w postaci Baumanna, Kevina Trappa i Nübela wciąż jest silna.
Tomasz Urban idzie krok dalej i twierdzi, że Grabara już teraz byłby pierwszym wyborem w reprezentacji Niemiec.
Nie ma powodów do kompleksów, a wręcz wyróżnia się na tle niemieckich bramkarzy – podkreśla ekspert.
Bayern? Możliwe, ale jeszcze nie teraz
Dobra forma Grabary nie umknęła uwadze czołowych europejskich klubów. Po znakomitych występach w FC Kopenhaga miał wiele ofert, ale zdecydował się na VfL Wolfsburg, uznając, że będzie to dla niego najlepszy krok w karierze.
Jednak jego przyszłość może być związana z jeszcze większym klubem. Manuel Neuer ma już 38 lat i jego czas w Bayernie Monachium powoli dobiega końca. Bawarczycy wkrótce będą musieli znaleźć nowego numer jeden, a Grabara może być jednym z kandydatów.
Neuer to legenda i nie ma sensu go do niego porównywać. Jednak za dwa lata Grabara może trafić do Bayernu i zostać tam na długie lata. Już teraz jest lepszy od Lukasa Hradeckiego z Bayeru Leverkusen – mówi Urban.
Ekspert dodaje jednak, że dla Polaka lepiej będzie jeszcze trochę pograć w Wolfsburgu, gdzie presja jest mniejsza.
Nie ma sensu spieszyć się z transferem. Jeśli dalej będzie się rozwijał, większy klub sam po niego sięgnie. A jeśli selekcjoner w końcu dostrzeże jego wartość, powołanie do reprezentacji będzie tylko kwestią czasu – podsumowuje Marcin Borzęcki z Viaplay.